Logo

 opracowała Bożena Sławińska

 Wprowadzenie

 Lamentacja jest modlitwą człowieka w ciężkim doświadczeniu. Takim doświadczeniem może być informacja, że jest się nieuleczalnie chorym. Jeśli lekarze dojdą do wniosku, że choremu trzeba powiedzieć prawdę, to pierwszą reakcją jest zawsze dramatyczny sprzeciw: Jaki to ma sens? Dlaczego właśnie ja?

Są ludzie, którzy przeżywają w pewnym okresie życia całą serię nieszczęść różnego rodzaju, co stopniowo doprowadza ich do rozpaczy.

Wszyscy cierpimy z powodu naszych błędów; jest jednak ogromna rzesza ludzi, którzy cierpią o wiele więcej ponad to, co zawinili, którzy cierpią w sposób zupełnie niewspółmierny do popełnionych grzechów. Są to ludzie żyjący w nędzy, chorzy, uciskani. Ta ogromna ich rzesza narzuca pytanie: Dlaczego? Jaki to ma sens? Czy tu można mówić o sensie?

I Człowiek poddany próbie

 To dramatyczne pytanie podejmuje Księga Hioba.

Hiob – główny bohater tej Księgi jest z pewnością postacią nierzeczywistą. Jest symbolem człowieka sprawiedliwego, a więc błogosławionego przez Boga, i nie daje żadnego powodu, by ściągać na siebie zło; ani sam nie może być przyczyną zła. Hiob to „mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła” (Hi, 1,1). Jest to człowiek bogaty: „Miał siedmiu synów i trzy córki. Majętność jego stanowiło siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset jarzm wołów, pięćset oślic oraz wielka liczba służby. Był najwybitniejszym człowiekiem spośród wszystkich ludzi Wschodu” (Hi 1,2-3)

Część wstępna – prolog to historia cierpień bogobojnego Hioba. Opowiadanie składa się z dwóch części opisujących dwie próby.

- Hiob zostaje poddany próbie na swoich dobrach. „Pewnego dnia, gdy synowie i córki jedli i pili w domu najstarszego brata, przyszedł posłaniec do Hioba i rzekł: Woły orały, a oślice pasły się tuż obok. Wtem napadli Sabejczycy, porwali je, a sługi mieczem pozabijali, ja sam uszedłem, by ci o tym donieść. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: Ogień Boży spadł z nieba, zapłonął wśród owiec oraz sług i pochłonął ich. Ja sam uszedłem, by ci o tym donieść. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: Chaldejczycy zstąpili z trzema oddziałami, napadli na wielbłądy, a sługi ostrzem miecza zabili. Ja sam uszedłem, by ci o tym donieść. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: Twoi synowie i córki jedli i pili wino w domu najstarszego brata. Wtem powiał szalony wicher z pustyni, poruszył czterema węgłami domu, zawalił go na dzieci, tak iż poumierały. Ja sam uszedłem, by ci o tym donieść” (Hi 1,13-19).

Na tę najcięższą próbę Hiob reaguje w następujący sposób „Hiob wstał, rozdarł swe szaty, ogolił głowę, upadł na ziemię, oddał pokłon i rzekł: Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione! W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości” (Hi 1,20-22).

- Wówczas szatan sprawił, że jego skóra została „obsypana złośliwym trądem od palca stopy aż do wierzchu głowy” (por: Hi 2,7). Po utracie zdrowia, pomijając już utratę dóbr materialnych, Hiob zostaje uznany za człowieka przeklętego przez Boga; usunięty z domu siedzi na gnoju, by w sposób symboliczny wskazać, że nie jest niczym innym jak tylko nędzą. Wówczas rzekła mu żona: „Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj! Hiob jej odpowiedział: Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył swymi ustami” (Hi 2,9-10).

Historia kończy się wiadomością o trzech przyjaciołach, którzy przybywają, by współczuć Hiobowi i pocieszyć go. „Skoro jednak spojrzeli z daleka, nie mogli go poznać. Podnieśli swój głos i zapłakali. Każdy z nich rozdarł swe szaty i rzucał proch w górę na głowę. Siedzieli z nim na ziemi siedem dni i siedem nocy, nikt nie wyrzekł słowa, bo widzieli ogrom jego bólu” (Hi 2,12-13).

Tak przedstawia się prolog.

 Kilka refleksji związanych z prologiem:

 l  Wszyscy poddani są próbom, także ci najlepsi. Hiob nie dawał żadnego powodu, by być poddanym próbie, gdyż był doskonały we wszystkim. Jest więc rzeczą konieczną, byśmy zdali sobie sprawę, że próba czy pokusa jest podstawowym faktem w życiu.

 l  Bóg wie doskonale, jaką człowiek ma wartość, a mimo to poddaje go próbie. „Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi cię prowadził Pan, Bóg twój, przez te czterdzieści lat na pustyni, aby cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w twym sercu; czy strzeżesz Jego nakazu, czy też nie” (Pwt 8,2) – mówi Pan do Izraelitów wyrażając tę samą prawdę.

 l  Postawą, jaką należy zachować w czasie próby, winno być poddanie się jej i przyjęcie, a nie stawianie pytań. „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!” (Hi 1,21), Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy? (Hi 2,10). To zadziwiające poddanie się woli Bożej, szczyt postawy człowieka wobec Boga, od początku Księgi jest przedstawiane jako wzór do naśladowania. To wcale nie oznacza, że taka postawa jest naszym udziałem, gdyż i u samego Hioba będzie owocem długiego zmagania się. Niemniej jednak zostaje ona podkreślona w prologu, gdyż nawet jej szczątkowy ślad jest ważny w dramatycznych doświadczeniach ludzkiego życia.

 l  W czasie próby narażeni jesteśmy także na ryzyko roztrząsania wszystkiego. Człowiek, dzięki łasce Boga, może szybko przyjąć postawę pokory i poddania Jego woli, ale niemal natychmiast przychodzi moment refleksji, który jest próbą najcięższą. Księga Hioba mogłaby się zakończyć na drugim rozdziale, pokazując, że Hiob wytrwał w próbie, gdyż jego miłość do Boga była prawdziwa i autentyczna. W rzeczywistości jednak trzeba poczekać. Stopniowo uświadamiamy sobie, że Hiob nie jest człowiekiem, który przechodzi do porządku dziennego nad całą sprawą i jednym westchnieniem załatwia wszystko raz na zawsze; mamy tu już do czynienia z konkretnym, rzeczywistym człowiekiem, który wyraziwszy swoją zgodę Bogu musi to wcielić w swoje codzienne życie. To właśnie określa koleje dramatu w całej Księdze.

Niekiedy i my mamy podobne doświadczenia; w obliczu trudnej decyzji i ciężkiej próby w pierwszym momencie jesteśmy pełni odwagi, ale po chwili zastanowienia ogarniają nas myśli i wątpliwości, i jest nam coraz trudniej przyjąć to, na co już się zgodziliśmy. Na tym polega właściwa i rzeczywista próba.

Pierwsze „tak” powiedziane przez Hioba jest „tak” powiedzianym przez kogoś, kto w pierwszej chwili reaguje bardzo pozytywnie; problemem będzie dopiero wytrwanie w owym „tak” przez całe życie, w zderzeniu z ogarniającymi nas uczuciami i myślami.

Pierwsza zgoda, która często jest wielką łaską Boga, nie potwierdza jeszcze całkowitego przyjęcia próby. Trzeba to czynić pośród kolejnych trudności każdego dnia.

 II Lamentacje Hioba

 Po siedmiu dniach i siedmiu nocach, w czasie których przyjaciele w milczeniu siedzieli obok Hioba na ziemi, „Hiob otworzył usta i przeklinał swój dzień” (Hi 3,1). Treścią trzeciego rozdziału jest właśnie to: „Przeklinał swój dzień”. Hiob zaczął mówić:

  1. Niech przepadnie dzień mego urodzenia i noc, gdy powiedziano: Poczęty mężczyzna.
  2. Niech dzień ten zamieni się w ciemność, niech nie dba o niego Bóg w górze. Niechaj nie świeci mu światło,
  3. niechaj pochłoną go mrok i ciemności. Niechaj się chmurą zasępi, niech targnie się nań nawałnica.
  4. Niech noc tę praciemność ogarnie i niech ją z dni roku wymażą, niech do miesięcy nie wchodzi!
  5. O, niech ta noc bezpłodną się stanie i niechaj nie zazna wesela!
  6. Niech ją przeklną złorzeczący dniowi, którzy są zdolni obudzić Lewiatana.
  7. Niech zgasną jej gwiazdy wieczorne, by próżno czekała jutrzenki, źrenic nowego dnia nie ujrzała:
  8. bo nie zamknęła mi drzwi życia, by zasłonić przede mną mękę.
  9. Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać?
  10. Po cóż mnie przyjęły kolana a piersi podały mi pokarm?
  11. Teraz bym spał, wypoczywał, odetchnąłbym w śnie pogrążony
  12. z królami, ziemskimi władcami, co sobie stawiali grobowce,
  13. wśród wodzów w złoto zasobnych, których domy pełne są srebra.
  14. Nie żyłbym jak płód poroniony, jak dziecię, co światła nie znało.
  15. Tam niegodziwcy nie krzyczą, spokojni, zużyli już siły.
  16. Tam wszyscy więźniowie bez lęku, nie słyszą już głosu strażnika;
  17. tam razem i mały, i wielki, tam sługa jest wolny od pana.
  18. Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu,
  19. co śmierci czekają na próżno, szukają jej bardziej niż skarbu w roli;
  20. cieszą się, skaczą z radości, weselą się, że doszli do grobu.
  21. Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka.
  22. Płacz stał mi się pożywieniem, jęki moje płyną jak woda,
  23. bo spotkało mnie, czegom się lękał, bałem się, a jednak to przyszło.
  24. Nie znam spokoju ni ciszy, nim spocznę, już wrzawa przychodzi” (Hi 3,3-26).

 Zaskakujący jest ton tego rozdziału; podczas gdy w poprzednim rozdziale mamy wrażenie, że Hiob nie złorzeczył Bogu, że przetrzymał straszliwe doświadczenia, teraz zdajemy sobie sprawę, że jego próba dopiero się zaczęła. Poddanie się woli Bożej musi ogarnąć umysł, serce i ciało człowieka, a to jest rzeczą bardzo trudną.

Po siedmiu dniach milczenia wulkan, skrywany w sercu Hioba, wybucha.

 Spróbujmy podzielić tekst na cztery części.

  1. Tematem pierwszej części (w. 1 – 10) jest przeklinanie dnia narodzin. „Niech dzień ten zamieni się w ciemność”. „Niech noc tę praciemność ogarnie”. Hiob usiłuje wymazać ten dzień i tę noc z rachuby czasu, sprowadzić je niejako na powrót do niebytu.

Temat ten rzadko spotykamy na kartach Pisma św., które, ogólnie rzecz biorąc, jest wielkim hymnem na cześć życia. Znajdujemy jednak wyjątkowe stronice, które są podobne do złorzeczeń Hioba. Na przykład w Księdze Jeremiasza prorok woła:

„Niech będzie przeklęty dzień, w którym się urodziłem! Dzień, w którym porodziła mnie matka moja, niech nie będzie błogosławiony! Niech będzie przeklęty człowiek, który powiadomił ojca mojego: Urodził ci się syn, chłopiec! sprawiając mu wielką radość. Niech będzie ów człowiek podobny do miast, które Pan zniszczył bez miłosierdzia! Niech słyszy krzyk z rana, a wrzawę wojenną w południe! Nie zabił mnie bowiem w łonie matki: wtedy moja matka stałaby się moim grobem, a łono jej wiecznie brzemiennym. Po co wyszedłem z łona matki? Czy żeby oglądać nędzę i utrapienie i dokonać dni moich wśród hańby?” (Jr 20,14-18)

Jeremiasz jest dostojnym i nadzwyczajnym człowiekiem, obdarzonym jedynymi w swoim rodzaju wizjami świata Bożego, dostępnymi tylko wybranym, a jednak dochodzi do złorzeczeń, podobnych do złorzeczeń Hioba; właśnie dlatego Hiob nie jest postacią jednostkową, ale wyraża sobą najbardziej dramatyczne ludzkie doświadczenia.

  1. Tematem drugiej części (w. 11 – 19) są już nie tylko nieszczęsne narodziny, ale pragnienie śmierci. „Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać?”

Możemy przypomnieć epizod związany z misją proroka Jonasza, gdy Bóg zrezygnował z zamiaru zniszczenia Niniwy. „Nie podobało się to Jonaszowi i oburzył się. Modlił się przeto do Pana i mówił: Teraz Panie, zabierz, proszę, duszę moją ode mnie, albowiem lepsza dla mnie śmierć niż życie” (Jon 4,1.2a.3).

W chwili objawienia się Miłosierdzia Bożego prorok czuje się pominięty, jakby zawiedziony w swoim proroctwie zniszczenia Niniwy; a obraza, gniew i złość są tak wielkie, że pragnie umrzeć.

Przychodzi na myśl jeszcze jedna niezwykła postać – Eliasz. Gdy nie udaje mu się pokonać fałszywych proroków w imię Jahwe, ucieka przestraszony groźbami królowej Izebel. „Powstał i ratując się ucieczką, przyszedł do Beer-Szeby w Judzie i tam zostawił swego sługę, a sam na [odległość] jednego dnia drogi poszedł na pustynię. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, rzekł: Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków” (1 Krl 19,3-4). Eliasz, który również był w bliskim kontakcie z tajemnicą Boga, wpada w rozpacz, bo nie udało mu się wypełnić spoczywającego na nim zadania.

  1. Cześć trzecia (w. 20 – 23) to przeklinanie dnia narodzin i pragnienie śmierci, co doprowadza do utraty sensu życia. „Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu, co śmierci czekają na próżno”.
  1. Wreszcie czwarta część (w. 24 – 26): Hiob spogląda na siebie i mówi o swoich wewnętrznych przeżyciach. „Płacz stał mi się pożywieniem, jęki moje płyną jak woda, bo spotkało mnie, czegom się lękał, bałem się, a jednak to przyszło. Nie znam spokoju ni ciszy, nim spocznę, już wrzawa przychodzi”.

W taki oto sposób został plastycznie ukazany krzyk zrodzony z siedmiu dni milczenia Hioba: Przeklina dzień narodzin, pragnie śmierci, ogłasza bezsensownym życie tych wszystkich, którzy cierpią i wreszcie, zastanawiając się nad samym sobą stwierdza: oto jaki jestem – niespokojny i udręczony.

III Lamentacja modlitwą w cierpieniu

 Czy coś podobnego możemy spotkać również w naszym doświadczeniu? Krzyk Hioba jest krzykiem rozlegającym się również w naszym świecie i pokusa pragnienia śmierci dotyka wszystkich, nikogo nie wykluczając. Dotyka również tych, którzy cieszą się, iż nie zagraża im skrajna nędza, czy inne wielkie cierpienie.

Krzyk Hioba odpowiada sposobowi wyrażania się zgnębionych, cierpiących i opuszczonych ludzi wszystkich czasów. Pozwala zrozumieć w jaki sposób doświadczenie lęku, cierpienia i tragicznych wydarzeń może być przeżywane w wierze. Nie przypadkiem ten rozdział Księgi Hioba został przyjęty przez Pismo św. Jako modlitwa lamentacji. W Biblii cierpienie ludzkie ma swój własny język, który niekiedy może się wydawać bluźnierstwem. Wyraża go rodzaj literacki zwany lamentacją.

Lamentacja jest modlitwą poruszającą serce. Sprawia, że wypływa zła krew z najgłębszych ran naszego życia, co uzdalnia do wewnętrznego wyzwolenia. Droga Hioba jest drogą wyzwolenia i oczyszczenia. Umożliwia mu ona ujrzenie oblicza Boga i ponowne odkrycie własnej godności i prawdy. Lamentacja w perspektywie biblijnej jest głęboko związana z modlitwą, jest częścią błagania i wzywania Boga.

Musimy nauczyć się odróżniać w naszym życiu lamentację od narzekania. Narzekanie to zjawisko dość powszechne, bo narzekamy trochę na wszystko, a często także na innych. Zagubiono natomiast sens prawdziwej lamentacji, która polega na płaczu przed Bogiem. Dlatego też wewnętrzny opór, zadrażnienia i złość, które gromadzą się w duszy, nie znajdując swego naturalnego i właściwego ujścia, wyładowują się na tym i na tych, co nas otaczają. Tylko Bóg, który jest nam Ojcem, umie przetrzymać bunt i krzyki syna; to kontakt z Bogiem, tak dobrym i mocnym, uzdalnia nas do spierania się z Nim. On przyjmuje taką konfrontację tak, jak przyjął w przypadku Eliasza, Jonasza, Jeremiasza i Hioba.

Dać ujście lamentacji to najlepszy sposób zatamowania narzekań, które są drogą bez wyjścia, gdyż przeżywane na poziomie czysto ludzkim, nie dotykają głębi problemu. Zastępując bezowocne narzekania, które stają się źródłem nowych problemów, modlitewną lamentacją, znajdziemy rozwiązanie naszych trudności.

Hiob przeżywa doświadczenie, którego nie widzi sensu i nie akceptuje: „Płacz stał mi się pożywieniem, jęki moje płyną jak woda, bo spotkało mnie, czegom się lękał, bałem się, a jednak to przyszło. Nie znam spokoju ni ciszy, nim spocznę, już wrzawa przychodzi” (Hi 3,24-26). Hiob znajduje się w sytuacji kogoś, komu, mówiąc dzisiejszym językiem, brak motywacji, nie widzi powodów, dla których warto jeszcze walczyć.

Taka sytuacja jest dzwonkiem alarmowym. Istotnie, jeśli w którymś momencie niepewności i zmęczenia czujemy, że brak nam motywacji do działania, gdy odczuwamy bezsens wszystkiego, to ogarnia nas przerażenie.

Kiedy więc wydaje nam się, że doszliśmy do kresu i że nie jesteśmy zdolni do najmniejszego ruchu, znaczy to, że doszliśmy po prostu do punktu, w którym nasza wolność może się wyrażać w sposób najbardziej autentyczny. Możemy, jak bohater Księgo Hioba, krzyczeć, że brak nam motywacji, że pragniemy śmierci, że życie nie ma sensu, ale krzyczeć przed Bogiem.

Nasza godność człowieka objawia się w miłości Boga nawet w chwilach, gdy cierpienie, bezradność, bezsens osiągnie gwałtowność słów podobnych do tych, które wypowiada Hiob.

Dramat Hioba to dramat powszechny; odnajdujemy w nim cała gamę ludzkich sytuacji, kiedy niezawinione cierpienie wystawia człowieka na próbę i zmusza go do bardziej prawdziwego wyrażania siebie.

Jeśli odkryjemy w nas jakieś źródło frustracji, jeśli ogarnia nas lęk, że nasze działania pozbawione są sensu, jeżeli przeżywamy dramaty, których sensu nie rozumiemy, które nas przerastają, powinniśmy starać się powiedzieć to Bogu w formie lamentacji. Możemy także w chwilach rozczarowań i zniechęcenia uciekać się do psalmów lamentacji, aby dać głos swoim cierpieniom, a jednocześnie by nabrać oddechu i wiary wobec tajemnicy Boga żyjącego.

IV Modlitwa złorzeczenia

 W trudnych chwilach i doświadczeniach nieraz rodzi się w nas pokusa złorzeczenia. Czy można jej ulec? Czy złorzeczenie można pogodzić z byciem chrześcijaninem lub porządnym człowiekiem? Odpowiedź możemy znaleźć w psalmach, w których spotykamy także modlitwę złorzeczenia. Tego typu modlitwa może stać się naszą modlitwą w czasie największych naszych prób czy kryzysów. Psalmy złorzeczące są też częścią Słowa Bożego i uczą nas, jak mamy się modlić.

Odwołajmy się najpierw do psalmu 83, który dzieli się na dwie zasadnicze części. W pierwszej wymienione zostają ludy, które Bóg ma ukarać (wersety 6-9.). W drugiej natomiast (wersety 10-19.) autor podpowiada Bogu, w jaki sposób ma je osądzić. Oto słowa modlitwy psalmisty:

„O Boże, nie trwaj w milczeniu,

nie milcz i spoczywaj, Boże! (...)

Boże mój, uczyń ich podobnymi do źdźbeł ostu,

do plew gnanych wichurą.

Jak ogień pożera lasy,

jak pożoga wypala góry,

tak ich ścigaj Twoją nawałnicą

burzą Twoją wpraw ich w zamieszanie!

Okryj hańbą ich oblicze” (Ps 83,2. 14-17a).

 Podobnie w psalmie 109 zaczynającym się od słów:

 „Nie milcz, o Boże, którego wychwalam (...).

Pobudź przeciwko niemu grzesznika,

niech stanie po prawicy jego oskarżyciel!

Gdy go sądzić będą, niech wyjdzie jako przestępca,

niech prośba jego stanie się winą.

Niech dni jego będą nieliczne,

a urząd jego niech przejmie kto inny!

Niechaj jego synowie będą sierotami,

a jego żona niech zostanie wdową!

Niech jego dzieci wciąż się tułają i żebrzą,

i niech zostaną wygnane z rumowisk!

Niech lichwiarz czyha na całą jego posiadłość,

a obcy niech rozdrapią owoc jego pracy!

Niech nikt nie okaże mu życzliwości,

niech nikt się nie zlituje nad jego dziećmi!

Niech jego potomstwo ulegnie zatracie;

Niech w drugim pokoleniu zaginie ich imię!”

(Ps 109, 1. 6-13).

 Psalm 139 zaczyna się pięknym wyznaniem:

 „Panie, przenikasz i znasz mnie,

Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.

Z daleka przenikasz moje zamysły,

widzisz moje działanie i mój spoczynek

i wszystkie moje drogi są Ci znane” (Ps 139,1-3)

 Jednak począwszy od wersetu 19 rozpoczyna się złorzeczenie:

 „O Boże, obyś zgładził bezbożnego,

niech krwawi mężowie idą precz ode mnie! (...)

Panie, czyż nie mam nienawidzić tych,

co nienawidzą Ciebie,

oraz nie brzydzić się tymi, co przeciw Tobie powstają?

Nienawidzę ich pełnią nienawiści;

Stali się moimi wrogami” (Ps 139, 19.21n).

 Wobec takich słów pobożny chrześcijanin może powiedzieć: „Nie, tego typu słowa przez usta mi nie przejdą”, to znaczy: „Ja jestem tak dobry, że absolutnie tego typu słowa nie mogą pojawić się na moich ustach, a tym bardziej w mojej modlitwie". To fałszywa postawa. Dlaczego? Gdyż w rzeczywistości przychodzą nam na myśl słowa niejednokrotnie zbieżne z powyższymi słowami psalmisty, a nawet o wiele bardziej brutalne.

Psalmista nie ukrywa swoich uczuć przed Bogiem. Wypowiada je z głębi swojego serca. Z głębi swojego jestestwa wykrzykuje słowa bardzo ostre. Czy można tak czynić i jaki to ma sens? - Tak, można i ma to głęboki sens. Jeśli mam w sobie taki krzyk, to znaczy, że we mnie jest jakieś zło. Gdy to zło przedstawiam Bogu, wykrzykuję je z siebie, jest to jedyna szansa, aby to co jest we mnie, zostało przez Boga przemienione, przebóstwione i powróciło do mnie w innej postaci. Jedynie Bóg ma moc wyprowadzić dobro z tej rzeczywistości, w której uzewnętrznia się tyle zła. Jeżeli natomiast zło, które jest we mnie, duszę w sobie, to ono i tak będzie trwać, co więcej, będzie stawało się coraz większe. Zło, które noszę w sobie, którego nie wyprowadzam z siebie, którego nie jestem w stanie przedstawić Bogu, jest złem, które będzie we mnie ciągle rosło.

Nie bójmy się tego, że Bóg może się przerazić naszym krzykiem złorzeczenia. On doskonale zna nasze serca i wie, jakie zło się w nich kryje. Bóg zna każde nasze słowo, nim pojawi się na naszych ustach. Natomiast wykrzyczenie tego zła przed Bogiem może pomóc nam samym. Samo zwerbalizowanie tego, co przeżywam, może być już początkiem procesu uzdrowienia, tak jak Bóg uzdrawia autora psalmu 139., który wołał: „Nienawidzę ich pełnią nienawiści; stali się moimi wrogami” (Ps 139,22), ale w dwóch ostatnich wersetach już z pokorą prosi: „Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce; doświadcz i poznaj moje troski, i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej, i skieruj na drogę odwieczną!” (Ps 139,23-24). Krzyk psalmisty owocuje choćby tym, że poddaje on w wątpliwość swoją dotychczasową drogę i swój dotychczasowy krzyk, że stawia przy nim przynajmniej mały znak zapytania. Wykrzyczenie czegoś przed Bogiem sprawia, że człowiek sam zaczyna się zastanawiać, czy ten jego krzyk jest słuszny. Dlatego też prosi: „Zobacz, czy jestem na drodze nieprawej, i skieruj mnie na drogę odwieczną” (Ps 139,24), jak gdyby intuicyjnie już czuł, że tego typu pragnienie nie jest dobre, nie jest znakiem podążania drogą miłości i przebaczenia. Taka jest wymowa każdego psalmu złorzeczącego i tej tak ostrej w słowach modlitwy, która może i powinna zachęcić nas do postawy całkowitej otwartości wobec Boga z tym wszystkim, co przeżywamy, nawet z pokładami złości, nienawiści, nieprzyjaźni, wrogości, zawiści czy wściekłości, które w nas się gromadzą.